piątek, 22 kwietnia 2011

What's wrong with you, man?


Długo mnie tutaj nie było. Nie wyniknęło to z braku zainteresowania własnym blogiem, ale bardziej z braku natchnienia.
Niestety, ale do prowadzenia/pisania też trzeba mięć przysłowiową wenę i czas. Czasami sporo czasu, bo i wyszukiwanie odpowiedniego (tematycznego) materiału wiąże się z.. czasem. Dodatkowo, będę bardzo bezczelna i zrzucę winę na brak snu. Nie wystrzegam się, ale dla mnie dobrodziejstwem jest wysypianie się, przynajmniej 7 godzin dziennie. Ostatnio i tego elementu zabrakło w moim dość zorganizowanym grafiku. Możliwe, że i czegoś tam jeszcze. No, ale to nie jest już ważne.

Skoro dzień dzisiejszy jest Wielkim Piątkiem, zatem dzień nie mógł o(d)być się bez fajerwerk (a tak całkiem przypadkowo zapytam.. Jaki był Państwa dzień?).
Jest dość oczywistym, że namieszali faceci i bynajmniej nie kryję się, że uwielbiam ich, jednakże czasami przysparzają za dużej ilości emocji i niekoniecznie tych najbardziej pozytywnych.

W ostatnim czasie, na moim blogu króluje obecność Alexandra McQueen.
Doszłam do wniosku, że w światku mody tych (faktycznie) najlepszych projektantów jest zaledwie kilkunastu (chlubię tutaj Yohji Yamamoto i Pana Galliano i nie dbam, że Monsieur J. nie jest już dyr. kreatywnym francuskiego domu Dior + marki J.G. i leczy się z uzależnienia; jest po prostu wspaniały, a raczej jego umysł i dorobek).


Tak ja wspomniałam wcześniej, dzień nie był przychylny, zatem umieszczę post wprost idealnie obrazujący mój nastrój. Właściwie, to można mówić o szczęściu w nieszczęsciu, ponieważ mowa jest o Brytyjczyku (moim ulubieńcu). Odliczam dni do wielkiego otwarcia wystawy "Savage Beauty" w Metropolitan Museum of Art, NYC. Pozostał zaledwie tydzień, a mass media od zeszłego roku, na bieżąco informują nas o jednym z największych "modowych" wydarzeń roku (odszukam info na vogue.com i sprawdzę czy wyrocznia też uważa "party" za "party of the year"). Zachwycam się bogactwem, strojnością, a przede wszystkim wyobraźnią Pana A, która jest nie do podrobienia!




Każdy z przedstawionych strojów nawiązuje do innej tematyki. Nie są one zespolone jednocześnie. Wystawa przedstawi około 100 projektów, które powstały spod ołówka(?) Mistrza A, podczas jego stosunkowo krótkiej, 19-letniej kariery. Chętnych zapraszam do rezerwacji biletów na tak wystawne przedsięwzięcie, a ja zastanawiam się czy "Savage Beauty" może odzwierdziedlić mój humor i miażdżącą wystawę?




Wspomnę tylko, że część z publikowanych zdjęć już wcześniej zagościła na moim blogu (i w ostatnim poście). Polska królowa muzyki pop- Doda, wylansowała się w butach- kopyt(k)ach.




wtorek, 12 kwietnia 2011

Let's rock my wedding dress!


Wypierałam się opinii, że kultowy magazyn mody- VOGUE jest TOP'owy, idealny dla fashion victims i inspirujący dla początkujących czy obeznanych w temacie- blogerek.
Bardzo mocno pomyliłam się i zwracam honor francuskiej wersji miesięcznika (swoją drogą czy Polska doczeka się swojego wydania? Oczywiście, że tak! Ale kiedy? Nieprędko.. Wiarygodne źródło mówi, że licencję na magazyn wykupiło już wydawnictwo "X", a więc może, może.. z czasem).


Dość powoli uzależniam się od portalu vogue.com. Nie jest on moją codzienną prasówką, ani główną stroną startową, jednakże coraz częściej i z większym zaangażowaniem chłonę "latest news", nie wczytując się w treść, ale przeglądając zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia i reportaże (czasami).

W Wielkiej Brytanii tematem numero uno jest ślub Kate & księcia Williama, a właściwie to nie tylko tam, bowiem całkiem niedawno wspomniana "wyrocznia" opublikowała artykuł "Irreverent Brides: Unconventional Wedding Dressing" by Patricia Garcia.

Tematycznie, czy i nie w związku z największym medialnym wydarzeniem roku, ale i ja tematem zainteresowałam się, ponieważ do grona moich ulubionych projektanatów, ba mistrzów rzemiosła, dołączył Alexander McQueen. Nowa dyr. kreatywna marki- Sarah Burton swoimi projektami i najnowszą kolekcją RTW nie umniejsza Mistrzowi.
Spekuluje się, że to on (teraz, to już ona) może być gł. projektantką sukni ślubnej panienki Kate.








Zawsze można i tak. Wybrać opcję bardziej dogodną, która okaże się być suknią zrównoważoną, klasyczną, mało rewolucyjną czy banalną. Skromność często nas ubiera... I jest na topie..





A ja pozostanę księżniczką i zrealizuję dziecięce marzenie o ślubie jak z bajki :) W roli głównej z..

Oscarem de la Rentą czy Valentino :)

sobota, 2 kwietnia 2011

Open your mind, budzę się do życia!!!


Jak to dobrze, a właściwie, to NARESZCIE, ponieważ Wiosna zawitała w polskim klimacie.
Wspomniany letni płaszczyk nie jest JUŻ wymysłem czy paradoksem, a odpowiednim outfitem do odpowiedniej pogody :).
Hmm, jednakże jest jedna (moja), mała niedogodność. Nie umiem rozstać się z zimową czapką (przynajmniej jej kolor jest "topowy" - nowy klasyk, a fashionistki wiedzą, że mają do czynienia z panną Alicją, której trendy nie są obce!). W środkach komunikacji miejskiej ludzie spoglądają na mnie jak na niepoczytalną, ale cóż ja mam począć skoro zimno jest w moją głowę?

Część z Państwa, która regularnie czyta/odwiedza mój blog, doskonale wie, że jestem miłośniczką chust... na głowie! Niestety, w przypadku mojej nowej fryzury, takie rozwiązanie jest niewłaściwe, a więc cały czas ogrzewam się w "zimówce".

Za mocno rozpisałam się o sobie, a chciałam skupić się na małym olśnieniu. Nie tak dawno temu, wspomniałam (na blogu), że polubiłam kolory. Może być pomarańczowy, i zielony czy niebieski, bez różnicy jaki; ważne, że (ów kolor) jest soczysty i przełamuje nudę naszego ubioru. Dzisiaj, kiedy przeglądałam kolekcję hiszpańskiej sieciówki "ZARA", to spostrzegłam (stojąc na półpiętrze), że damska konfekcja jest barwna. Nie jest szaro, nie jest biało czy nawet złoto. Jest zwyczajnie miło i pozytywnie.
Kilka lat wstecz, róż był kojarzony z lalą Barbie bądź subkulturą Pań w blond (samodzielnie) tlenionych włosach, nadmiarem solarium czy za dużymi "kołami" w uszach. Pomijam odkryty brzuch, za małe i uciskające spodnie czy tipsy. Ów kolorek był nie do przyjęcia przez klasę średnią bądź wyższą. A dzisiaj, 1/3 garmentu to przedstawiona barwa (nawiasem, Emilio Pucci nigdy nie ukrywał zachwytu KOLORAMI).
Z drugiej jednak strony, taki zachwyt trendami zauważyłam tylko u "Zaruni". Inne, bardziej niszowe marki, jak np.: MANGO, Promod, Massimo Dutti, H&M, Stradivarius czy Bershka nie kładą aż tak dużego nacisku na "intenyswność".
W tej materii nie zawodzi polski SOLAR, który łączy wszystkie trendy "po trochu", a efekt jest zadowalający dla każdej z odmiennych Pań. Benetton z racji prowadzonej polityki sprzedaży i cen jest stonowany, natomiast River Island zawsze pobudzał mnie kolorami.
Oczywiście, że ESCADA ma piękną kolekcję, a jeśli mamy potrzebę posiadania odważnych butów, to kieruję do boutique'u marki POLLINI bądź Briana Antwooda. Minimalnie moje oczekiwania zawiodła marka SIMPLE ( z nową twarzą, polską modelką- Magdą Frąckowiak), ponieważ skupiła się na wiodącej skórze, jednakże odnotowała i plus- kolekcją sukienek "Dress Party", która prezentuje odmienność krojów (w zależności czy potrzebujemy ją do pracy, na randkę, cocktail party czy ślub). Oczekiwałam, że tegoroczna edycja Cracow Fashion Awards zaskoczy mnie dawką pomysłów czy niebanalnym spojrzeniem na światek mody. Niemiło rozczarowałam się, ponieważ sądziłam, że świeża krew da upust swoim nieskromnym fantazjom czy wyobrażni. Ja sama nie jestem guru mody czy stylistką, jednakże zgodzę się z osobą, która powiedziała, że poziom POLSKIEJ mody nie jest raczkujący, a zwyczajnie ma się słabo.

My, a przynajmniej JA obserwuję kolorystyczne nowości i skurupulatnie (jak również regularnie) wprowadzam do swojej garderoby!