czwartek, 30 czerwca 2011

No, co tam.. Brodaczu?


Zakręciłam się. Na poważnie.

Moda staje się nieprzewidywalna. Zaskakuje mnie wszystko. A to, (prastary) styl "chłopczycy", szerokie- (jakże) ultra-seksowne ubrania, kiepskiej jakości tekstylia, krzykliwe kolory czy inne (mało widoczne) niespójności.
Modelki w rozmiarze XXL są żartem w dzisiejszej bajce.

Pojmowałam myślenie, że bardzo spokojnym krokiem, wstępujemy w erę "zmierzchu pomysłowości" designerów, a tu pojawia się stylowa niespodzianka.
Na nic zdaje się mało widowiskowy upadek Pana Galliano czy innego mocarza francuskiego domu mody Balmain, kiedy to na wytworne salony wkracza.. broda. Ooo, tak!!? A może.. No, nie!!?

Propozycja (nie)dzisiejsza, a temat? Przebojowy? Efekciarski? Tak zwyczajnie nienaturalny.
Lubię, kocham, uwielbiam męźczyzn z zarostem. Ba, jest to kwalifikator jegomościa. I z warunku- nie zrezygnuję, jednkaże pomysł maczo rodem z epoki przedchrystusowej jest wariacki.

Powinnam dodać, "Niech się dzieje wola Nieba*, z nią się zawsze zgadzać trzeba..", ale z dalszego komentowania- podziękuję.

* Świat(-ek) mody



Pozdrawiam,

AS

sobota, 25 czerwca 2011

Dedykuję Tobie...

Oto i on, Juliusz Cezar, a za nim, w jego korowodzie, postępuje królowa Vivienne, pogromczyni greckich atletów, która przenosi mnie w świat wizualizowanej i stosunkowo niedalekiej przyszłości.

Rok 2012 zdaje się być rokiem hucznego świętowania, bo moja ojczyzna będzie przewodniczyć w UE i Londyn, który swoim przygotowaniem do Igrzysk Olimpijskich wyprze EUROpejską świetność Polski.
Nie uznaję (NIE)myślenia, że jeżeli mowa jest o sporcie, to outfit z definiowanego założenia musi być "na luzie", w kompletnej stylizacji "od stóp do głów" z najbardziej oldschool'owym logo. Przełknę i najlepiej wyprodukowaną podróbkę, ale ortalion? Nadaje się do wyrzucenia, i to błyskawicznego. Skąd ta mowa, mademoiselle?

Świetnie trzymająca się brytyjska projektantka wychodzi z innego założenia, poszukując "złotego środka". Sport może oznaczać elegancję, bo odbywające się eliminacje i zmagania, to nie tylko stadiony, ale i (przykładowe) wieczorne wyjścia.

Mężczyźni zakładają garnitury. Spodnie w kant, do kostek, z materiałową kratą i z rozporkiem prowadzącym po ukosie, z góry na dół, od prawej do lewej strony. Kolorystyka omawianego tailoring'u, to niniejsze standardy jak biel czy szarość, ale niebieski w sztafecie z fioletowym nie odpuszczają w rozgrywkach. Na prowadzenie wysuwa się i mój faworyt. Lekko połyskująca, klasyczna czerń plus mucha.

Będą szorty i dżins. Dresowe kompozycje. Pojawią się nowości na miarę rzemiosła Pani V. Połączenia dość niesztampowe, koszulo-swetry czy płaszczo-szlafroki. Wszystko to jest jednak w granicach (polskiego) zdrowego rozsądku.
Zwykłe tiszerty z nadrukowaną ikonografią Igrzysk Olimpijskich. Jeśli w pełni chcemy poczuć się jak wczasowicz(e), to zakładamy kurteczki i pleciony kapelusz na głowę. Panowie i w inny sposób troszczą się o nakrycie, nie zapominając o szalikach.. na głowie, rzecz jasna.

Atmosfera robi się gorąca, bo nie wiem, który "zawodnik" wytrwa pojedynek i zdobędzie chwalebny wieniec z liści laurowych.
Moje przeczucie może być mylne, jednakże ja kibicuję podkolanówkom. Panowie nie pokazują już ukształtowanych łydek, tylko chowają je w dłuższych skarpetach, i to koniecznie białych.
Skoro gramy, i świetnie bawimy się, to buty iście niesportowe. Sandały- gladiatorki, a więc kontynuujemy trend i mokasyny- czerwone czy niebieskie.
Dodatki- zajmują dalsze, małoznaczące miejsca.

Nachodzi właściwy czas, aby pożegnać się i złożyć gratulacje wygranym, natomiast przegranym życzę powodzenia w kolejnych cyklach mody, bo może kiedyś i oni staną na piedestale, zdobywając laur uznania.
Ja powracam do teraźniejszości z wybrakowanym zadowoleniem. Wszystko gra, ale kompozycja fioletu, pasków, krawatu, czerwieni i torby z motywem wschodu/Maroka?, burzy moją ocenę nadaną niezwyciężonej designerce mody.

Powyższa publikacja jest dedykowana Panu Juliuszowi Kuckiel

Z wyrazami szacunku,

as

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Z wyrazami uznania dla...

PL:
Jest fajnie. Miło, ciepło i przyjemnie.
Niemalże każdego poranka, duszność budzi mnie (nas?) do rozpoczęcia dnia, nowego dnia.. (z nadzieją na lepsze jutro?).
Wstajemy, oddajemy się rutynie, UBIERAMY i wychodzimy. Właśnie!!! I co na siebie zakładamy?
W tych dniach, jak dzisiaj (pomijając deszcz, zachmurzenie i lokalne ochłodzenie), powinniśmy przywdziać coś lekkiego (w znaczeniu cienkiego, a nie skąpego). A my, jak na złość, nie potrafimy rozstać się z dżinsami i pełnymi butami. Brakuje tylko wtrącenia o glanach, bądź butach do wycieczek górskich, które z czasem staną się "ulubieńcami" wszystkich studentów.

Narodowo nosimy "chińszczyznę". Bo jest tania, w miarę ładna, ogólnie- może być, do przełknięcia na jeden, góra dwa sezony. Jakość materiałów jest do zdarcia, i to szybkiego.
Czasami, coraz częściej, nie akceptuję sezonowych trendów. Pojawiają się nagle, a jeszcze szybciej odpadają (mówiąc językiem fachowym "go in and out of popularity").
Lubię Chanel i francuszczyznę, ale nie rozumiem butów dość dziwnie skonstruowanych.
Jest cienka podeszwa, odkryta przestrzeń dla palców u stóp i pojawia się "góra", która swoją zawartością (materiałem zamszopodobnym) sięga ponad kostkę kilka centymetrów i jeszcze wyżej (jak w przypadku projektów KL dla domu mody mademoiselle Coco).



Ekstrawagancja jest w pełnym wydaniu, ale już nie na medal. Zastanawiam się nad kompozycjami stroju. Spodnie? Od biedy.. Getry? Już prędzej.. A sukienka? Odpadła w pierwszym podejściu.
(nie)Stylowe buty gubią kobiecość plus nienaturalnie skracają nogi bardziej krągłych Pań (tych szczuplejszych również).
Absurdy mnożą się bez końca. Setki projektantów, tysiące wizji, miliony stworzonych kompozycji... A Ty Polaku, postaraj się zachować rozsądek i "bądź tu mądry".

Z miłości do patriotyzmu,

ENG:
It's cool. Nice, warm and pleasant.
Almost every morning, the stuffy air wakes me (us?) up to start a day, new day (with hope for a better tomorrow?).
We get up, give onself into routines, DRESS and leave our houses. The POINT!!! And what do we wear?
In these days like today (I'm ignoring rain, cloudiness and local cooling) we are obligatory to robe a light piece (in a sense.. sth. which is thin, but not so scanty). And we people, for Christ's sake, we can't split up with jeans and "full shoes". There is missing only one inclusion about "Dr. Martens shoes" and the special ones - the mountain shoes - which in time, will be our "favourite shoes of all students".

Polish nation wears (or maybe loves?) "Made in China" clothes, because they are cheap and look nice. In the general viewpoint - clothes "can be", but for one\maximum two seasons. The quality of material attritions in a very fast tempo.
Sometimes, more often than I expected, I do not accept seasonal trends, because they appear suddenly and (these fads) drop out of the game quickly (in a professional terminology we say that it goes "in or out of popularity").
I like Chanel and French stuffs, but I can't undersatnd differently structured shoes. They have a thin sole, an open space for little fingers :) and the chamois material exposes "the upper" over an ankle and higher (as we can see in KL's collections for a mademoiselle Coco's house of fashion).




This extravagance is in full version, but it doesn't deserve for a medal. I'm considering about compositions to mentioned shoes. Maybe with pants? Not really.. Leggings? It might be.. And what about the dress? It's discarded in the first attempt.
(non)Stylish shoes loose femininity somewhere and in unnaturally way, they shorten legs of fluffy Ladies (I'm including slim Ladies too).
Absurds can multiply without an end.. We have hundreds of fashion designers, thousands of visions and millions of already created stylizations.. And You, try to keep a common sense and be smart in this mess.

With love to my patriotism,

AS

sobota, 18 czerwca 2011

Polsko-angielskie pojednanie

PL:
Czułam, czuję i nie będę już odczuwać nacisków innych osób, aby moje publikacje stały się obcojęzyczne.
Nie wiem jak to wyjdzie w wyświechtanej "praktyce", ale sądzę, że z czasem będzie lepiej i coraz lepiej, i z całą pewnością stwierdzam teraz, że angielskie translacje nie będą odzwierciedlać treści polskich zdań.

Kontekst pozostanie zachowany, aby przyjezdni internauci wiedzieli, jak ja TO wszystko pojmuję.
Dodam, iż jest to próba numer "2" i tym razem nie spocznę, nawet jeśli popełnię miliardy szablonowych błędów.

Pozdrawiam,

ENG:
I was feeling, I sense and I'm not going to sentir pressures from other people anymore, to make my publications in foreign language.
I don't know how it will look like in a hackneyed "practise", but I suppose in time it might be better & it will be on the top up & up. For sure, english translations won't mirror the content of polish sentences.

The context remians preserved for visiting internauts in order to know how I understand IT everything.
Additionally, it's the second attempt (to publish posts at English language) and this time I will not rest, even if I make millions (billions) of banal mistakes.

Rgds,

AS

czwartek, 16 czerwca 2011

Facebook'owy Valentino


"Od deski do deski przejrzałam brytyjskiego i francuskiego Vogue'a (to akurat ma znaczenie), polskie wydania magazynu "ELLE", no i klapa. Totalna katastrofa.
Zobowiązanie, może bardziej przyrzeczenie, że będę publikować więcej & więcej mąci w mojej głowie, ponieważ przysłowiowo-oklepanej "inspiracji" brak. Tak zwyczajnie brak..
Nawet ikona mody, Emma Watson i zamieszanie wokół jej 21 Urodzin, nie było wystarczająco silnym bodźcem, aby napisać kilka zgrabnych zdań...".
Powyższy cytat jest fragmentem do wstępu mojego niedokończonego posta, który był trochę wymuszony, trochę na żądanie, trochę nie w moim klimacie.
I szczęście tak zarządziło, że pozostanie on w wersji roboczej moich notatek, ponieważ nie musiałam szukać daleko, aby odszukać ideę do stworzenia najnowszego posta. Bogu dzięki, że mamy Facebook'a.
Przypisałam się do prawie 200 różnych stron (bardziej trywialnych i znaczących), a najnowsze aktualności mówią o tym, co nowego dzieje się na świeczniku i w branży zawikłanego świata mody.

I tak oto witam najnowszą (pre)kolekcję F/W na sezon 2011/12 włoskiego domu mody Valentino. Kocham wszystko, co jest francuskie, a jednak włoskie smaki urozmaicają moje modowe doznania.
Jest nie inaczej, polubiłam kolekcję, jednakże jest ona dla mnie mieszanką; mixem do przełknięcia.
Pojawiły się kontrasty, dwubiegunowe połączenia, a jedna faktura materiału stanowi stały element kompozycji ubioru.
Kolory są nam znane. Delikatny i topowy róż, biało-czarne połączenia, ekri, zieleń typu moro, farbowania dwu-od-cieniowe (granat + czerń) i piaskowe złoto.
Mamy do czynienia z małym pomieszaniem. Czarna koronka łączy się z dresowym materiałem, a i klasyczny trencz został dodatkowo przyozdobiony.
Motyw kwiatowy i kokardki, które są doczepione bądź fabrycznie narysowane.
Odczuwam lekką naleciałość Chanel w stosunku do różowego żakietu, a spódnice zachowują ciągłość z poprzedniej kolekcji. Przekształcona, balerinowa spódnica jeszcze nas nie opuści.
Buty są z jednego materiału jak i torebka (powrót do klasyka.. buty + torebka = zgodność?), a naszą głowę przyozdobi woalka.
Zeszłoroczne bądź wcześniejsze modele futra można połączyć z cienkim paskiem z klamerką, złotą oczywiście.

Wszystko razem wygląda całkiem ładnie (nie do końca jestem przekonana czy "spójnie"). Zderzenie różnych światów nie przemawia do mnie, w myśl zasady "wszystko razem, i tak będzie OK", jednakże jestem przekonana, że pojedyncze i bardziej spokojne (czytaj klasyczne) elementy w towarzystwie ubrań innych brandów dają wynik jak najbardziej pozytywny, z "piątką" w indeksie.





Kolorowości życzę,

AS

niedziela, 12 czerwca 2011

Alicjo, gdzie jest Twoja wiedza?

Biblia zagięła. Mnie zagięła, no i kiedyś musiał nastąpić "ten pierwszy raz". Cofam zdanie. Nie podoba się, jest TAKIE banalne i niewłaściwe jak na mój blog, TEN blog.

Kilkakrotnie wspominałam, że pojawiły się kolekcje z cyklu "RESORT". Sądziłam, że jest to "modowa świeżynka". Coś pojedynczego, niecyklicznego.

Na "Dzień dobry" wystartowała marka Chanel z KL, który został skrytykowany. Za nim, krokiem podążył Oscar de la Renta, Erdem (I <3 U), Max Mara czy Bottega Veneta. Aktualnie, reszta. I ta "reszta", to przede wszystkim "gwiazdy" najwyższego formatu: Balenciaga, Burberry Prorsum, CK, Carolina Herrera, Donna Karan, LV, Marc Jacobs (w dwóch wydaniach), Missoni, YSL czy Zac Posen i wielu innych, których nazwiska są obce. Na pierwszy odstrzał pójdzie Burberry. Dominują głównie trencze i ciepły, nasycony, pełen radości żółty kolor. O, słoneczny. Pojawiły się i dzwony. Czyżby "era rurek" zmierzała w siną dal?



Balenciaga nie pasuje. Odbieram go trochę inaczej; inaczej niż zwykle. Pytam ponownie.. Czy maxi torby stają się podręcznymi kopertówkami?
Nie potrafię sobie wyobrazić takiej nieporęczności torebki(?).

Calvin Klein jest bardzo skromny. Stosunkowo mała ilość modeli, kolory i wzory podstawowe. Prostota kolekcji nie przemawia do mnie, choć powinno być na odwrót, bo skromność pasuje do mnie, nie wspominając o minimalizmie czy biało-czarnym połączeniu.

Diane von Furstenberg pasuje do Pani Rykiel. Jest bardzo kolorowo, czasami nawet nieznośnie. Ale fajnie. Jej fasony są lekcją dla osób, które nie mogą wpasować się w rytm trendu "wszystkie chwyty dozwolone", a więc łączę ubrania według uznania :-).







I przyszedł czas na Panią Karan. Jest wielka, bowiem jej kolekcja i mnie zaskoczyła. Spodziewałam się "normalności", codzienności ubrań, a daje Nam czystą elegancję. Nie wymuszoną, bardzo delikatną, a przede wszystkim "ze smakiem".







Moja miłość Louis Vuitton już nią nie jest. Nie rozumiem przesłania jego kolekcji. Niegdyś bóstwo było pięknem objawionym, teraz zagubiłam się w jego projektach.
Dobrze, że modelka jest stała, aczkolwiek jej "zachowania" są dla mnie niezrozumiałe.
O co kaman, my dear?



Jednakże Marc Jacobs projektujący jako MJ uhonorował sam siebie poniższym projektem:



Dalsze miejsce w alfabecie zajmuje Michael Kors.
Figury geometryczne czy różowe cętki będą wkrótce, ale i kosmiczne stworzenia nadlecą na naszą półkulę niebawem.



Aleję osobistości zamyka Zac Posen. Doczepiłam się do LV, że pozy modelki są dziwne, a co można by powiedzieć o modelce, którą przedstawiam poniżej?
Odrzucam detale, a skupię się na najważniejszym.
Proszę Państwa, poproszę o oklaski dla najlepszej kolekcji "RESORT 2012".






Przejrzałam kolekcje prawie wszystkich projektantów mody. Znanych i tych mniej. Każdy z nich chce, aby klientela nosiła nietuzinkowe ubrania.
Wszystko jest na topie. Słoneczne kolory, te neonowe i najbardziej podstawowe. Proste fasony, wzorzyste sukienki i przeróżne kombinacje odcieni. Pojawią się spódnice z kolorową podszewką, białe sztyblety i szare kozaki do kolan. Nie ominą nas pikowania, fantazjowanie czy skarpetki w sandałkach.
Będzie na brązowo, w grochy, a przede wszystkim bardzo ciekawie :-).

Pozdrawiam,

AS

Pan Sebastian

Mam nowego Pana fotografa - Sebastiana.
Jest OK, miły, sympatyczny i otwarty. Ba, podwozi do domu.
Zdjęcia też są OK.
Z czasem, i ja będę bardziej profesjonalna :)

środa, 1 czerwca 2011

Wyrocznia prawdę Tobie powie!

W przyszłym roku, letnim sezonie i w update'owanym cyklu mody, pozostanie wspólnie z nami pełen radości, kolor Barbie.

Kilka dni temu, w przeciągu 48 godzin, napotkałam na ulicy dwie niemalże identycznie ubrane kobiety. Stałymi ich kompozycji były różowe, połyskujące spodnie (7/8) i niepodrobiona firmówka LV. Rozróżniła je tylko bluzka.
W pierwszej minionej sekundzie pomyślałam "Trendsetterki!!! Gdzie jesteście???", jednakże teraz przychodzi do głowy inne pytanie "Czy polskie społeczeństwo bogaci się aż tak?".

Przeciętnego Nowaka nie stać na zakup torby. Ale spodnie sieciówki Massimo Dutti to już inna bajka, prawda? Nie należą one do najtańszych, jednakże...
Przyczepiłam się do nich właśnie, bo moim zamiarem był ich zakup, i od momentu spotkania z "Panią numer 2", zastanawiam się w którym miejscu cyklu MODY znajduje się trend kolorowych ubrań. Czy zbliża się do szczytu, a może mknie w stronę zmierzchu i w powolnym tempie róż staje się faux pas?




Odświeżyłam stronę vogue.com. Przeszukałam kolekcje i natrafiłam na zakładkę "RESORT 2012". Pisałam już o Chanel. Dodatkowo, prezentują się: Erdem, Oscar de la Renta, Max Mara & Bottega Veneta. W trzech z pięciu, odnalazłam przebłyski bądź wyrazistość kolorów. Najbardziej rzucający się w oczy jest włoski akcent BV, a najmniej dający się odczuć Pan de la Renta, który soczystość zachował na iście balowych sukniach.

Jestem przekonana, że tegoroczne wiosenno-letnie zakupione ubrania znajdą zastosowanie w roku następnym i może na zaś :)

Letnio pozdrawiam,

AS







czwartek, 26 maja 2011

Uniform raz, proszę!


Egzaminy maturalne wyznaczają pewien trend, który nazywam(y) "zrobić prawko jazdy". Osiągamy pełnoletność, stajemy się bardziej dojrzali (czy aby na pewno?).
Niektóre zobowiązania powinniśmy mieć za sobą i zwyczajnie wykreślić z listy rzeczy "must do", tak samo jako odbębnić zadanie domowe z polaka.

Decyzję o podjęciu kursu na "prawko" odwlekałam w nieskończoność. Na przełomie I/II roku studiów, podjęłam wyzwanie i oblałam. Zgubiła mnie pewność siebie bądź niedouczenie.
I tak oto (ponownie) stoję przed wykonaniem zadania niewykonalnego :).
Kat zetnie moją głowę już za 5 dni. Powinnam dogłębniej analizować skrzyżowania równorzędne, a ja zastanawiam się jaki outfit w tymże radosnym dniu chcę mieć na sobie, aby nie przesadzić.

Oczywiście, że może być na sportowo, luzie, w zdartym (tudzież wynoszonym) i pewnym obuwiu. A jak skarpetki, to tylko oddychające (odradzam brand Nike).
Widziałam już kilku groźnie wyglądających instruktorów. Wszyscy prezentowali się nad wyraz uroczyście. Jak widać, koszula i krawat jest zestawem obowiązkowym. OK, podoba się.. ale czy i ja tak muszę? (a może chcę?).
Męskie koszule są spoko. Traktuję je jako sukienkę do niebotycznych szpil, jednakże damska wersja jest niewygodna. Sądzę, że elegancki "shirt" nie usprawniłby mojej jazdy, a wręcz przeciwnie, umęczyłabym się niemiłosiernie plus zastanawiałabym się czy i "gazeta nie wychodzi" przypadkiem.
Przechodzę w dół i napotykam na spódnicę, która odpada; a spódniczka- definitywnie. Legginsy- prowokują (są opinające, nie nosimy już rajstop czy nadkoloanówek pod nimi), zatem pozostają spodnie w wachlarzu "od wyboru do koloru". Krój staje się bez znaczenia, ale materiał już tak. Mamy wiosnę, aktualnie letnią pogodę. Zimowe "bo eleganckie" spodnie nie pasują (bezpośrednio piję do Pani, którą w dniu dzisiejszym widziałam w KOZAKACH do kolan!!!!!). Pozostając w niezmienionej materii, rekomenduję klasyk - jeansy. Są i zawsze będą OK.
Zniżając, zbliżam się do sedna. Buty- mogą być ulubione, ale przede wszystkim sprawdzone i o dziwo- przynoszące szczęście. Najbardziej standardowe trampki Converse'a może i są trendy, ale podświadomie pozbawiają mnie pewności siebie.

Wnioskuję i reasumuję. Najlepszym naszym rozwiązaniem będzie skromnośc. Postawię na jeans + białą bokserkę i kolorowy cardigan (choć jeden z elementów mojej kompozycji będzie TOP'owy) w połączeniu z czarnymi "nai(j)kami" (sama nie wiem, która forma jest bardziej poprawna..).
Biżuterię ograniczę do minimum i odrzucę rzucający się w oczy zegarek. Nie zapomnę o Kubusiowej gwiazdce Lilou, która mnie oświeci. Całość dopnę okularami przeciwsłonecznymi. Zielone oprawki z fioletowymi szkłami są średnio awangardowym wyborem. Torebka jest bez różnicy, najważniejsze, aby pomieściła wszytskie moje klamoty. I będzie dobrze.

Dziękuję Bartkowi mojemu instruktorowi, który wpadł na temat, a wena dołączyła do mnie podczas porannej kawy w Coffee Heaven.



Z życzeniami powodzenia na zaś!

AS

czwartek, 19 maja 2011

Primą balerrriną bądź!


Myślałam całymi dniami. Spytałam prawie wszystkich, a jednak nie kupiłam. Miałam mieć piękną spódnicę, jak u baleriny, tylko z większą ilością tiulu i trochę dłuższą, bo za kolana...

W samej postaci tancerki zakochałam się wieki temu i zawsze idealizowałam baletowe kreacje; nawet moja ulubienica Carrie Bradshow tak się nosiła w SATC.


Kiedy jeden z polskich i tych lepszych magazynów, w czerwcowym wydaniu zamieścił wspomnianą kieckę (pardon za małą i słowną niepoprawność, ale brakuje synonimów na określenie "spódnicy"), pomyślałam, że nareszcie spełnię małe i banalne, dziecięce marzenie.
W poprzednim poście, zdążyłam już uprzedzić Was, że zaplanowałam stylizację w roli głównej z..

Sądzę, że postąpiłam bardzo dobrze. Bynajmniej, nie wyniknęło to z chęci oszczędzania, ale zadałam sobie pytanie "Czy to jest właśnie to, czego aktualnie potrzebuję?". Odpowiedź, która nasunęła się jako pierwsza, zawsze okazuje się być tą najbardziej trafną.

Wszystko, co teraz dzieje się, ociera nas o Łabędzia, "Czarnego Łabędzia". Nie rozchodzi się o pannę Natalie, ale o baletowe wdzianka (czy baleriny dołączą do kanonu i staną się klasykiem w cyklu mody? Od ładnych kilku lat nosimy je nieprzerwanie)..
Za nami są już pióra, które w sposób bezpośredni wiążą się z łabędzim strojem, choć w kolekcji akcesoriów sieciówki River Island przyuważyłam kolczyki z piórkami w neonowych kolorkach. Hmm, moja koleżanka, która studiuje w Londynie, w zeszłym roku bawiła się w identycznych kolczykach.. (dalsze komentowanie wątku staje się nieuzasadnione wręcz).

I pozostała nam już tylko spódnica.. Pamięć mnie nie zawodzi, ale na przyszły rok- sezon S/S, najlepsi z najlepszych nie stworzyli kolekcji inspirowanych baletem, tym samym pomijam niszowe brandy, które kopiują kreatywność "wyższych". Tylko Zara ma w swojej aktualnej i bogatej ofercie spódnice retro (rozkloszowane, plisowane, wiązane na wysokości brzucha, pod biustem- coś podobnego, ale nie do końca), jak również LV, który teraźniejszą nowość zaprezentował na sezon jesień/zima 2010/11 (dodaję, że rozchodzi się o krój, a nie o formę!!!).



Czuję się usprawiedliwiona. Odsunęłam swoje pragnienie i kupię coś naprawdę wartego, które po przynajmniej 2 latach wciąż będzie z metką "I'm trendy"!
A może, może popełniam błąd?

Uszanowania,

AS

poniedziałek, 16 maja 2011

Nowości biżuteryjne

Już są w kolekcji moich akcesoriów.

Zakładając blog w listopadzie 2009 roku czułam ogromną presję, aby prezentować swoje stylizacje. To nie jest to, co ja czuję. Polubiłam pisanie, śledzenie trendów czy uzupełnianie wiedzy o przemyśle mody & luksusowym, i to stanowi moją przyjemność, która wiąże się ze znaczeniem słowa "moda".
Myślę, że tak już pozostanie, jednakże niebawem ukaże się jedna kompozycja, w roli głównej... z spódnicą (ha, tym razem nie będą to ani getry, ani rureczki :))

Męczyłam się z myślami jak to jest, kiedy blogerki prezentują swoje najnowsze zdobycze. Sądzę, że zasypałabym swój blog sporą ilością małowartościowych wpisów, pokazując jak zmienia się moja garderoba (podkreślam, że nie jest mowa o kreatywnych blogerkach, które ukazują swój styl).

Zatem, ryzykuję i przedstawiam moje najnowsze (tylko) biżuteryjne zakupy, których dokonałam w przeciągu dwóch ostatnich tygodni.

Wpierw, nabyłam kolczyki z perełkami (W. Kruk).
Lubię Chanel'owską klasyką i inaczej być nie może.



Następnie, powiększyłam zasoby o pierścionek (River Island).
Nie powiem, ale jest on bardzo cięzki i zauważalny. Plus, proszę osoby z którymi witam się, aby nie ściskały mojej dłoni zbyt mocno!


I przyszedł czas na zakup numer 3!
Lekki i przyjemny wisior (H&M).
Ciekawi mnie, kiedy "złotko" przestanie już być złotem :)




Mam nadzieję, że powyższy wpis nie zostanie negatywnie odebrany przez wszystkich moich Czytelników!

AS

sobota, 14 maja 2011

No to kofi.

Coffee Heaven jest moim ulubionym miejscem. Kawa jest dobra, ceny są przyzwoite, stali bywalcy- przyjezdni. Wpadam tam na mokkę z podwójną porcją bitej śmietany, uczę się, czytam i odprężam. Nie zapominam o mojej miesięcznej lekturze- "Twoim Stylu". Jest to mądry magazyn i dobry dla mnie, a przede wszystkim inspirujący i podnoszący mnie na duchu.

Kiedyś już czytałam o Joannie Klimas- głównej sylwetce czerwcowego wydania TS. Dojrzała projektantka mody, która miłuje prostotę i minimalizm.
Sądzę, że i ja odnalazłabym się w jej projektach. Takich "zwykłych", szarych, nieubierających dzisiejszej i współczesnej kobiety, która musi błyszczeć, a jej ubrania są drobiazgowo przekopiowane od celebrytów czerwonego dywanu (dodam, że niejednokrotnie wspomniany Lagerfeld mówi nam, że projektanci powinni "kraść", a nie kopiować projekty nieżyjących już designerów wielkiego świata M.).
Pani Klimas zaliczyła "dół" w 2001 roku. Zbankrutowała. Przepraszam, ogłosiła upadłość swojej firmy. Jej kolekcje nie sprzedawały się, bo były "smutne", bez złotych guzików, o które prosiły klientki. Jednakże ona- nie poddała się.
Wierzyła i nadal wierzy, że do Polski przyjdą czasy, kiedy to kobieta zrozumie, że "mniej znaczy więcej" a krytykowanym za styl (nie)"celebrytkom" zwróci się honor za udane stylizacje.

Dobrym wtrąceniem do mojego posta jest jegomość, Pan Philip Treacy. Nie miałam zielonego pojęcia o jego istnieniu aż do ślubu królewskiej pary. Modysta był odpowiedzialny za zdobienie (wolałabym użyć słowa "przystrojenie") kobiecych głów na ceremonię i przyjęcie. Bardziej lubiani i znani, jak np.: Victoria Beckham, która miała na głowie mały stroik pasujący do sukienki z jej najnowszej kolekcji (przypominam, że jest odkryciem roku 2010 wg Biblii Mody - Vogue'a) i niebotycznych Louboutin'ków; następnie żona aktualnego premiera Wielkiej Brytanii zaliczyła małe "faux pas", przybywając na ślub w sukience z in. dodatkami bez kapelusza!!! Dała drobny upust mediom. Jednakże, to nie Lady przyczyniły się do (po)ślubnego zamieszania, które przyćmiło sprawę na linii Obama-Trump.
Księżniczka Beatrice miała najbardziej dziwaczny? niebanalny? nie do końca udany kapelusz? na ceremonii zaślubin.

To nie jest ważne; jej nieświadomy wybór przyczyni się do zaplanowanej aukcji sprzedaży "nakrycia", a cały uzyskany dochód zostanie przeznaczony na cele charytatywne. W pełni pochwalam niewymuszone akcje, które z krytyki w mediach przyczyniają się do niesienie pomocy dla tych, których nigdy stać nie będzie na zakup kapelusza za 1000 funtów.



wtorek, 10 maja 2011

Come on baby light my fire..

czyli monsieur Lagerfeld zrobił krok w bok, a mianowicie pobawił się swoimi zmysłami i stworzył unikatową kolekcję "Resort Chanel" 2012.

Jak donosi nieocenione źródło Vogue, inspiracją był (może i nadal jest?) Hotel Du Cap-Eden Roc w Antibes. Sam mistrz w sposób bardzo wymowny określa wspomniane miejsce "This is one of the most beautiful places in the world, no?".
Hmm, może i ma rację, bo kolekcja jest zwyczajnie nadzwyczajna (jakby to kogoś jeszcze dziwiło :)).

Czytając artykuł spodziewałam się chanelowskiej elegancji i kokard(-ek), pereł, pikowań, kremowych żakiecików czy plecionych kapeluszy z wstążką.
Ba, zastanawiałam się nawet czy i na "marynarsko" będziemy nosić się w przyszłym roku. Odpowiadam: Owszem, będziemy!




Jednakże, ujęło mnie więcej elementów. Sądziłam, że kolor fioletowy jest już passé (2 lata temu celebrowaliśmy jego świetność), a tu pojawia się fiołkowy, któremu towarzyszy na złoto połyskujący kogel-mogel. To musi być "must have" S/S 2012! I na pewno będzie :).




Nie opuszczą nas groszki, zaś klasyk-czerń nie został pominięty w wizji mistrza K. Jest on dostrzegalny na ZABUDOWANYCH strojach kąpielowych i na prostych koszulkach.


Skoro mowa jest o wykwintnym resorcie, zatem w porach wieczorowaych, Panie będą prezentować się w długich sukniach (odczuwam powiązanie z wcześniejszą kolekcją inspirowaną Istambułem) plus powrót do korzeni, czyli związek barwy czarnej i kremowej.






Pojawił się i news- kryształowe trójkącki. Za trzy kolejne lata, połowa wiosenno-letnich kolekcji brandów przepełniona będzie figurami geometrycznymi właśnie, a wtedy ja powiem "A nie mówiłam!!!" :).


Wygląda to całkiem fajnie, że i wielcy tego świata przedłużają żywot aktualnym trendom panującym w modzie. Przezroczytość nie jest zła, a i będzie ona dostępna w kolejnym roku (dziękuję YSL za pomysłowość & odwagę), jak i wszystkim moim Czytelnikom!

Z wyrazami szacunku,

AS